Śmigłowiec TOPR

Nieodpowiedzialność turystów w końcu zebrała swoje plony. Na szczęście nie w formie tragicznych wypadków, ale w wielu zupełnie niepotrzebnych akcjach ratunkowych. Warto dodać, że w szczególnie trudnych warunkach. 

Już we wtorek (9.03) doszło do akcji ratunkowej na Orlej Perci. Dwóch turystów doznało blokady psychomotorycznej na Kozich Czubach. Musiał interweniować śmigłowiec. Pomimo dobrej pogody bardzo trudny, zimowy teren przerósł umiejętności turystów. Do poważnego wypadku doszło także w środę (10.03) turysta w raczkach (!!!) poślizgnął się na szlaku Kasprowy Wierch - Kopa Kondracka i spadł na stronę słowacką. Nie miał także czekana, był zupełnie nieprzygotowany do tej trudnej wycieczki. Po interwencji TOPR został wprowadzony na grań i wrócił o własnych siłach na Kasprowy. Tym razem nic się nie stało, ale tragedia zapewne była wyczuwalna w powietrzu. W piątek (12.03) kolejne wezwanie wpłynęło do TOPR w związku z blokadą psychomotoryczną w Kobylarzowym Żlebie. Turyści finalnie poradzili sobie sami, ale ratownicy byli już w drodze. Należy zadać sobie pytanie, dlaczego nie wybrali prostszego terenu, aby sprawdzić swoje możliwości? To najtrudniejsze podejście na grań Czerwonych Wierchów. Do ostatniej akcji ratunkowej, wynikającej z braku przygotowania turystów doszło w niedzielę (14.03). Turyści utknęli na zboczach Pośredniej Turni (szlak na Świnicę). Nie mieli sprzętu, kondycji ani zimowej wiedzy. Nie byli przygotowani na tego typu wyzwanie. Tym razem udało się użyć śmigłowca, który przetransportował ich na Halę Gąsienicową. Na szczęście nic się nie stało.

Trzeba przyznać, że był to tydzień z największą ilością akcji ratunkowych w 2021 roku, które wynikały z fatalnego przygotowania turystów. Wypadki przytrafić mogą się każdemu, nawet najlepiej przygotowanym. Pamiętajmy jednak o tym, że nasza wiedza i przygotowanie znacząco minimalizuje ryzyko. 

Poza tym dochodziło także do innych akcji ratunkowych:

W sobotę (13.03) doszło do poważnego obsunięcia na trasie z Morskiego Oka na Szpiglasową Przełęcz. Turysta po upadku doznał blokady, ratownicy finalnie nie musieli interweniować, bowiem pomogli inni turyści. Tego samego dnia do TOPR dotarła informacja, że przed 16 zeszła duża lawina z Mnichowego Żlebu. Po sprawdzeniu lawiniska okazało się, że nikogo tam nie było. Wg TOPR lawinę podcięła przewodniczka z klientem, która w tych warunkach nie powinna się tak w ogóle znaleźć, jak czytamy w relacji Adama Maraska. W weekend doszło także do kilku wypadków skiturowych. Jak widać pracy było naprawdę bardzo dużo! W najbliższym czasie życzmy ratownikom dużo spokoju.