Śmigłowiec TOPR

Szczyt sezonu w pełni, a wraz z nim dużo wypadków na tatrzańskich szlakach. Ratownicy TOPR nie mogą narzekać na brak pracy, jednak od kilku lat jest to normą w szczycie wakacyjnego sezonu. Co działo się w minionym tygodniu, tj. od 3 do 9 sierpnia 2020? Zapraszamy do lektury.

W poniedziałek (3.08) doszło do pobłądzenia w rejonie Orlej Perci. Turysta idący na Zadni Granat zgubił szlak i utknął w trudnym terenie. Musiał interweniować śmigłowiec. Po godzinie 17:00 TOPR dostał wezwanie do turysty, który upadł na szlaku Przysłop Miętusi - Małołączniak i poważnie uderzył głową o kamień. Również w akcji musiał uczestniczyć helikopter, bowiem sytuacja zrobiła się poważna. Wtorek (4.08) był w miarę spokojny. Doszło jedynie do urazu ręki w rejonie Doliny Pięciu Stawów Polskich. Środa (5.09) także nie należała do najbardziej intensywnych dni, TOPR miał dwie, dość proste akcje. Najpierw zasłabnięcie na Równi Waksmundzkiej, a następnie kontuzja w rejonie Morskiego Oka. Naprawdę dużo pracy ratownicy mieli jednak w czwartek (6.09), śmigłowiec latał praktycznie cały dzień. Zaczęło się od poważnego wypadku na Orlej Perci, gdzie turysta może mówić o ogromnym szczęściu, a nawet cudzie. Dlaczego? Bowiem spadł on w stromym terenie z Przełęczy Nowickiego w stronę Doliny Pańszczycy. Na szczęście przeżył, jednak w poważnym stanie trafił do szpitala. Śmigłowiec zabrał także jego kolegę, który zgłosił wypadek. W czasie tych działań turystka złamała nogę w Dolinie Koziej, śmigłowiec musiał podebrać także i ją. Śmigłowiec ledwo zgasił silnik w bazie TOPR, a już musiał lecieć w rejon Czerwonych Wierchów, bowiem turystka upadając w rejonie pieca doznała bolesnej kontuzji stawu skokowego. Kiedy wydawało się, że będzie już spokojnie, wieczorem kolejny telefon, znowu z Orlej Perci. Turystka osłabła w rejonie Buczynowych Turni i potrzebuje pomocy, znów interweniował śmigłowiec. To oczywiście nie był koniec dnia, bowiem chwilę później do TOPR zadzwonili turyści, że są z dwuletnim dzieckiem na Kasprowym, kolejka już nie kursuje i nie wiedzą co robić. Do turystów udał się ratownik pełniący dyżur w Murowańcu. Sprowadził ich do schroniska, a następnie zwiózł do Brzezin. Jak widać czwartek był wyjątkowym dniem.

Wydawać by się mogło, że piątek musi być tylko gorszy. Nic bardziej mylnego, to był spokojny dzień. Zaledwie dwie proste interwencje w rejonie Morskiego Oka, dwa razy to samo - urazy nóg. Więcej pracy było oczywiście w sobotę. Rozpoczęło się od interwencji na Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem, gdzie turysta stracił równowagę i spadł w stromym terenie. Miał naprawdę dużo szczęścia. Następne wezwanie było z rejonu Orlej Perci, gdzie turysta doznał urazu nogi. Po godzinie 13:00 z rejonu Goryczkowej Czuby przetransportowano 60. letnią turystkę, która osłabła z sił. Przed godziną 18:00 turysta złamał rękę na szlaku Czarny Staw Gąsienicowy - Murowaniec. Na koniec dnia doszło do wypadku taternickiego, gdzie od ścian Kazalnicy odpadł wspinacz. Złamał nogę, musiał interweniować śmigłowiec. Niedziela rozpoczęła się od transportu turysty, który zasłabł w rejonie Świstówki. Następnie turysta zgłosił znalezienie zwłok wspinacza w Dolinie za Bramką. Przyczyną śmierci Zakopiańczyka był upadek z dużej wysokości. Po godzinie 16:00 doszło do urazu nogi w rejonie Czerwonych Wierchów, chwilę później telefon spod Małołączniaka, turystka nie da rady iść dalej. Zmogły ją trudy wycieczki. TOPR miał jeszcze w niedzielę trzy prostsze interwencje.

Jak widać pracy było naprawdę bardzo dużo. Wielki szacunek dla ratowników. Mamy nadzieję, że w tym przypadku pracy będzie nieco mniej, bowiem przed nami połowa sierpnia, czyli sam szczyt sezonu turystycznego.