akcje ratunkowe Giewont

157 osób zostało poszkodowanych w wyniku porażenia piorunami. 5 osób poniosło śmierć, w tym dwójka dzieci. Naczelnik TOPR powównał tę sytuację do ataku terrorystycznego.

Wczoraj udzielono pomocy 157 turystom porażonym piorunami. Naczelnik TOPR mówi o tragedii o skali nienotowanej w górach nigdy: - "To było ogromne wyzwanie, w akcję zaangażowano szereg sił, w tym 4 śmigłowce LPR i "Sokół". Dzięki zaangażowaniu ok. 180 ratowników - w tym 80 ratowników TOPR - w ciągu 4 godzin wszyscy poszkodowani byli ewakuowani z okolic Giewontu. Teraz trwa identyfikacja i weryfikacja osób zaginionych. Jeśli pozwolą warunki, po godzinie 10 śmigłowiec poleci na rozeznanie, czy ktoś nie potrzebuje pomocy". Nie wiadomo, ile osób spadło na północną stronę Giewontu. Kluczowe jest to, czy są osoby zaginione. Przeprowadzenie akcji było możliwe dzięki pomocy innym siłom górskim, ratownikom medycznym. W akcję włączyły się m. in. restauracje, zapewniajac posiłki ratownikom. - "To sytuacja, którą można porównać do ataku terrorystycznego. Duża liczba przypadkowych osób przebywających na Giewoncie była rażona" - dodał Jan Krzysztof. Pierwsi ratownicy polecieli na Giewont w trakcie burzy. Los nam sprzyjał, na szczęście ratownikom nic sie nie stało [...] Mamy wrażenie, że wejścia zostały podejmowane mimo nadchodzącej burzy, była ona słyszana przynajmniej pół godziny wcześniej [...] 15-metrowy krzyż z pewnością nie pomagał. Jest to symbol, którego usuwanie byłoby nie do przyjęcia dla niektórych osób. My się tym nie zajmujemy".