Śmigłowiec TOPR

Za nami kolejny tydzień kwietnia, powoli zbliżamy się do końca miesiąca. Dla ratowników kwiecień jest dość spokojnym miesiącem, oczywiście w minionym tygodniu nie zabrakło akcji ratunkowych. Także tych, gdzie turyści znacząco kusili los. 

Pierwsza akcja ratunkowa miała miejsce dopiero w czwartek (15.04), gdzie 61 letni mężczyzna źle się poczuł przy kasach TPN na Toporowej Cyrhli. Został zwieziony przez ratowników na parking po udzieleniu pierwszej pomocy, dalej sam miał udać się do szpitala. Aż do czterech akcji ratunkowych doszło w sobotę (17.04). Dwie pierwsze to urazy skiturowców, pierwszy w rejonie Ornaku, gdzie narciarka uderzyła o kamień, doznając urazów klatki piersiowej. Chwilę później, także narciarska doznała urazu w Piekiełku, w Dolinie Kondratowej. Przyczyną był oczywiście upadek. TOPR nie mógł odpocząć, bowiem godzinę później doszło do wypadku przy Zielonym Stawie Gąsienicowym, gdzie turystka poważnie zraniła się rakiem w nogę. Zabezpieczył ją ratownik dyżurujący w Murowańcu i następnie zawiózł do szpitala. 

Kiedy wydawało się, że ratownicy mogą delektować się wolną sobotą, doszło do bardzo poważnej akcji ratunkowej w trudnym terenie i warunkach. Turyści poinformowali, że schodzą Kobylarzowym Żlebem z Małołączniaka, około 20:00! Są jeszcze powyżej lasu, ale wydaje im się, że zgubili szlak, nie mogą zainstalować aplikacji Ratunek. Ratownicy przez Dolinę Kondratową, na nartach wyruszyli na poszukiwania. Schodząc z Małołączniaka okazało się, że turyści skręcili powyżej wylotu Kobylarzowego Żlebu i schodzili w kierunku Doliny Litworowej. Szczęście, że nie schodzili dalej, bowiem tam czekał na nich już tylko próg doliny. Ratownicy sprowadzili ich do właściwej ścieżki i razem zeszli na dół, powrócili na centralę o godzinie 6:40. Turyści wykazali się ogromną ignorancją, biorąc pod uwagę warunki, trzeci stopień zagrożenia lawinowego, brak sprzętu lawinowego i godzinę wyjścia, można śmiało powiedzieć, że kusili los. Tym razem, z naciskiem na tym razem, wszystko skończyło się dobrze. 

W niedzielę (18.04) doszło do jednego wypadku, ale dość poważnego. Turystka zsunęła się około 300 metrów do Świńskiego Kotła. Ku zaskoczeniu wszystkich, nic jej się nie stało. Turystka może mówić o dużym szczęściu. 

Jak widać, ratownikom pracy nie brakowało, choć akcji nie było dużo. Cały czas apelujemy i będziemy apelować o odpowiedzialne chodzenie po górach. Takie sytuacje jak ta przy Małołączniaku nie powinny mieć miejsca. Oczywiście wypadek może zdarzyć się każdemu. Jednak gdy weźmiemy pod uwagę warunki, brak sprzętu, wiedzy zimowej i umiejętności nawigacji, to łatwo zrozumieć, że to nie warunki, a przede wszystkim błędy turystów mogły doprowadzić do tragedii.