Śmigłowiec TOPR

Wydawać by się mogło, że listopad to spokojny miesiąc dla ratowników, którzy wreszcie mogą odetchnąć i poświęcić czas sobie, znajomym czy rodzinie. Zazwyczaj tak bywa, jednak w tym roku listopad rozpieszcza dobrą pogodą, a co za tym idzie, nie brakuje wypadków. Nie brakowało ich także w minionym tygodniu. 

W poniedziałek (9.11) pomagano turyście, który doznał urazu nogi w rejonie Wodogrzmotów Mickiewicza. W środę (11.11) doszło do dwóch wypadków. Najpierw pomagano turyście w rejonie Szpiglasowego Wierchu, który doznał urazu nogi, a następnie doszło do dość nietypowego zdarzenia. Ojciec w trakcie wycieczki w rejonie Kopy Kondrackiej zgubił swojego 14-letniego syna. Tego znaleźli właśnie w masywie szczytu inni turyści. Ojciec z synem spotkali się w Murowanicy, gdzie zwieźli ich ratownicy. W czwartek (12.11) TOPR miał dość nietypową sytuację. Został poproszony o pomoc w ratowaniu życia 69-letniej mieszkanki Zakopanego, bowiem wszystkie karetki pogotowia w tym czasie były zajęte. Kobiecie udało się przywrócić funkcje życiowe, a następnie zabrała ją długo wyczekiwana karetka.

W weekend, akcje ratunkowe odbywały się tylko w niedzielę, zatem był dość w miarę spokojny czas. Jednakże dochodziło do dość kuriozalnych zdarzeń. Najpierw około 16:30 do TOPR zadzwonił turysta, informując że jest na Beskidzie (rejon Kasprowego Wierchu) i nie ma światła, nie da rady sam zejść. Turyście finalnie pomógł ratownik dyżurujący w Murowańcu, który sprowadził go do schroniska. Chwilę później turystka zadzwoniła do TOPR, informując że znajduje się na Mnichu z drugą kobietą oraz 8-letnim dzieckiem, które jest spanikowane. Na szczęście akcja ratunkowa nie była potrzebna, bowiem chwilę później turystyki poinformowały, że są już w bezpiecznym miejscu. Jak widać, przygoda ta dla 8-letniego dziecka będzie raczej traumatyczna. Poza tym dochodziło jeszcze do mniej groźnych urazów w rejonie Skupniów Upłazu czy Małołączniaka.