Akcja ratunkowa TOPR

Do zupełnie niepotrzebnej akcji TOPR doszło 25 sierpnia, czytamy w najnowszej kronice wypadków. Ratownicy cały dzień poszukiwali turysty, z którym nie było żadnego kontatku. Uruchomiono znaczne siły - ostatecznie okazało się, że turysta jest w pensjonacie.

Tego dnia około godz. 9 do TOPR-u zadzwoniła matka turysty, który wyjechał do Zakopanego z zamiarem pójścia w góry dwa dni wcześniej i nie ma z nim kontaktu. Mężczyzna nie podał rodzinie planowanych tras ani nawet nazwy pensjonatu, w którym się zatrzymał. Ratownicy próbowali dodzwonić się do turysty, po czym sprawdzili schroniska, czy przypadkiem poszukiwany się tam nie meldował - bezskutecznie. Policja również bezskutecznie sprawdziła parkingi przy szlakach w poszukiwaniu auta zaginionego. Przed godz. 11 jeden z turystów poinformował TOPR, że dzień wcześniej późnym popołudniem widział poszukiwanego w rejonie Doliny Strążyskiej. W związku z tym za pomocą najpierw śmigłowca, a potem drona rozpoczęto akcję w rejonie Giewontu, przeszukując miejsca najczęstszych wypadków.

Dopiero przed godz. 21 do TOPR ponownie zadzwoniła matka zaginionego, której udało się ustalić nazwę pensjonatu, w którym zatrzymał się 28-latek. Tam policjanci znaleźli poszukiwanego. Wystarczył jeden telefon do zmartwionych bliskich, a cała ta sytuacja nie miałaby miejsca.