Robert Szulc - bohater spod Giewontu

Pan Robert Szulc, na co dzień pracujący w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym im. Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, wczoraj przebywał w Zakopanem na urlopie. Gdy usłyszał o tym, co stało się na Giewoncie, zostawił wszystko i ruszył na pomoc.

W rozmowie z Portalem Tarzańskim Pan Robert tak opisał wczorajszą sytuację:

"Byłem z dziećmi w Kuźnicach, kiedy to się stało. Wiedziałem, że mam dwie możliwości: wrócić w trakcie burzy na Halę Kondratową i ewentualnie iść w kierunku Giewontu lub zgłosić się do szpitala w Zakopanem po zgodzie Dyrekcji. Wybrałem to drugie wyjście. Kiedy tylko otrzymałem telefon ze szpitala, że mogę się zgłosić, natychmiast zawiozłem żonę i dzieci do pensjonatu. To była godzina 15, może 15.30. Do pensjonatu wróciłem po północy".

Pan Robert nie czuje się Bohaterem, nie widzi w swym zachowaniu nic nadzwyczajnego. Mówi: "to mój zawód i moja praca. Uważam, że tak trzeba. Być może to ja kiedyś będę potrzebował pomocy". Wskazuje też na to, że takich Bohaterów było więcej:

"Wielkie podziękowania trzeba złożyć Ratownikom TOPR, GOPR, LPR i strażakom czy policjantom za poświęcenie w walce o życie i zdrowie  poszkodowanych. Miałem z nimi styczność, więc wiem, że naprawdę byli wielcy. Chcę jednak również powiedzieć o ciężkiej i niesamowitej pracy personelu szpitala im. T. Chałubińskiego w Zakopanem. To lekarze, ratownicy medyczni czy pielęgniarki, którzy zostawali po dyżurach lub byli ściągani z domów, by pomagać w działaniach ratowniczych na miejscu".

Przyłączamy się do podziękowań. Dobrze, że jesteście i czuwacie!