Testy ubioru górskiego od 4F

Polska firma 4F w ostatnich latach przebojem weszła na rynek sprzętu i akcesoriów sportowych. Stała się rozpoznawalna na całym świecie, sponsorując takie gwiazdy jak Robert Lewandowski czy Kamil Stoch. W środowisku miłośników gór 4F jednak nadal nie cieszy się takim uznaniem, jak inne – tradycyjnie uznawane za „górskie” – marki. Postanowiłem zatem sprawdzić, jak to przekonanie ma się do rzeczywistości. Czy używając ciuchów i akcesoriów od 4F da się ubrać w góry na dobrym poziomie, a następnie czuć komfortowo i bezpiecznie podczas trekkingu? Zobaczcie, co wyszło mi z testu.

Zanim odpowiem Wam na te pytania, wymieńmy sobie, co dokładnie na siebie założyłem:

- Koszulka trekkingowa szybkoschnąca z technologią odprowadzania wilgoci 4FDry i przylegającym materiałem 4FSkin – za 89,99 zł

- Spodnie trekkingowe Ultralight – z lekką tkaniną o tej samej nazwie, systemem 4FDry i elastycznym materiałem 4WayStretch – za 249,99 zł

- Kurtka trekkingowa (puchówka) Ultralight – z puchem syntentycznym na froncie z hydrofobową impregnacją zewnętrznej warstwy, co ma zapobiegać wchłanianiu wilgoci – za 249,99 zł

- Kurtka trekkingowa membrana 10000 – z membraną NeoDry i oczywiście wodoodpornym wykończeniem – za 349,99 zł

- Skarpety trekkingowe Primaloft z dodatkiem wełny merino – ciekawe połączenie klasycznego merynosa z włóknami „sztucznego puchu” – za 49,99 zł

- Buty trekkingowe z membraną NeoDry i podeszwą Vibram Arctic Grip – za 499,99 zł

- Plecak trekkingowy (28 l) wykonany z hydrofobowego materiału, co znacząco obniża możliwość przemoknięcia – za 199,99 zł

Cały set składał się zatem z 7 elementów, dostępnych w sklepie 4F za łączną sumę 1689,93 zł. Mówimy tu o podstawowym ekwipunku. Do tego skorzystałem z kilku gadżetów ze sklepu 4F takich jak czapka czy butelka termiczna. Te jednak pomijam, podobnie jak sprzęt specjalistyczny typu raki i czekan, którego 4F nie produkuje i ze zrozumiałych przyczyn musiałem zapewnić sobie z innego źródła. Skupmy się zatem na owych 7 podstawowych elementach wyposażenia.

Na wycieczkę wybrałem się w słoneczny, kwietniowy dzień przy dodatnich temperaturach na całym szlaku. Trasa wiodła z Kuźnic przez Myślenickie Turnie na Kasprowy Wierch, dalej w stronę przełęczy Liliowe, z zejściem na Halę Gąsienicową i dalej znów do Kuźnic przez Skupniów Upłaz. Klasyczna zimowa tura o średnim stopniu trudności kondycyjnej. Zależało mi właśnie na sprawdzeniu owego setu na takiej średnio trudnej trasie, żeby wykluczyć skrajne potrzeby turystów: a) bardzo początkujących (nad Morskie Oko nie trzeba pełnego ubioru trekkingowego), b) wspinaczy i górskich ekspertów (wymogi tej wąskiej grupy nie są wyznacznikiem dla przeciętnego turysty).

Wycieczka przebiegła bez większych problemów, cel został osiągnięty. Jeśli chodzi o buty, to po przejściu trasy nie miałem odcisków. Ot, standardowe zmęczenie stóp i nic poza tym. Buty dobrze pracowały zarówno na podejściu, jak i zejściu – dobrze współpracując zarówno ze skarpetami, jak i z rakami koszykowymi, wtedy gdy było konieczne ich założenie. Jeśli chodzi o same skarpetki, to również spisały się poprawnie. Nie zauważyłem żadnych różnic w porównaniu do użytkowania skarpet innych marek z wyrobioną renomą na rynku.

Koszulka termoaktywna jak dla mnie, choć jest bardzo lekka, jest ciepła. To zdecydowany plus zimą, ale powoduje, że najchętniej używałbym jej od jesieni do wiosny, latem decydując się na coś cieńszego. Nie twierdzę jednak, że nie znajdą się osoby, którym latem właśnie takie właściwości materiału będą odpowiadały. Wszystko zależy od indywidualnej termiki.

Jeśli chodzi o kurtkę puchową, to warto podkreślić, że posiada ona solidną warstwę puchu tylko z przodu, w związku z czym plecy pozostają osłonięte jedynie przez plecak. Akurat w moim przypadku nie stanowiło to żadnego problemu, gdyż temperatury tego dnia były lekko dodatnie i puchówka w połączeniu z kurtką membranową stanowiły wystarczającą izolację mimo dosyć chłodnego wiatru. A propos wiatru właśnie, to warstwa NeoDry spisywała się bardzo dobrze. Kurtka jest niezbyt ciężka i gruba, a jednocześnie dobrze chroni przed podmuchami. Dzięki temu nie jest niewygodna, gdy jest nam nieco cieplej – np. na podejściu. Po osiągnięciu wysokości ok. 1500 m założyłem ją na puchówkę i właściwie nie ściągałem ponownie aż do zejścia w rejon Hali Gąsienicowej. Ciepło regulowałem sobie przez zapinanie i rozpinanie kurtki membranowej i ewentualne (choć rzadkie) rozpinanie puchówki, dzięki czemu nie musiałem non stop zdejmować i ubierać poszczególnych warstw, co niezbyt lubię.

Spodnie uszyte są z miłego dla ciała, ale ciepłego materiału – komfortem nie odbiegającego od klasycznych softshelli. W pewnym momencie celowo usiadłem na śniegu, sprawdzając szybkość i stopień namakania oraz szybkość schnięcia. Spodnie dosyć szybko stały się lekko wilgotne, ale należy podkreślić, że była to bardzo niewielka ilość wilgoci. Skutki pięciominutowego siedzenia na śniegu wyparowały ze spodni w ciągu kolejnych pięciu minut od wstania – czyli całkiem szybko.

Plecak rzeczywiście nie przemaka. Przynajmniej nie w takich warunkach, w jakich go testowałem. Kontakt ze śniegiem znosi dobrze, a dodatkowo jest całkiem pojemny, ze względu na dobre wykorzystanie przestrzeni 28-litrów, którą oferuje. Szelki są wygodne, regulacja łatwa i skuteczna, a tył przylega do pleców w sposób „bezkonfliktowy”.

Testy wyraźnie pokazały, że wyposażenie się tylko w produkty marki 4F umożliwia fajną i bezproblemową wycieczkę. Marka zrezygnowała w inwestowania w najpopularniejsze na rynku materiały, takie jak Gore-tex, w zamian proponując własne technologie. Widząc, w jaki sposób w ostatnich latach rozwija się 4F, można spodziewać się, że te rozwiązania będą stale ulepszane. Już teraz jednak prezentują one poziom zupełnie satysfakcjonujący dla średniozaawansowanych turystów, a moim zdaniem – także bardziej zaawansowani mogą korzystać z wielu elementów górskiej oferty 4F bez ryzyka utraty jakości. Przy tym wszystkim cena ciuchów 4F jest mocno atrakcyjna. Gorąco polecam.