Sandały trekkingowe

Jeszcze do niedawna turyści poruszających się w sandałach po tatrzańskich szlakach byli wyśmiewani. Społeczny odbiór tego typu obuwia był identyczny jak odbiór np. japonek. W ostatnim czasie sporo się w tej kwestii zmieniło. Wielka w tym zasługa firm, które na rynek outdoorowy wprowadziły produkt nazwany szumnie sandałami trekkingowymi. Dzięki uprzejmości dystrybutora, będziemy mieli okazję przyjrzeć się nieco dokładniej, jak w praktyce wygląda stosowanie tego typu obuwia.

Gdy mówimy o sandałach, myślimy Teva. Amerykańska firma jest najbardziej znaczącym producentem butów tego rodzaju i dlatego też ciężko sobie wyobrazić wiarygodny test sandałów w przypadku, w którym recenzowanym produktem nie byłby jeden z topowych modeli Tevy. W moje ręce trafiła para Hurricane’ów XLT2. But występuje w różnych wersjach kolorystycznych oraz w wariantach dla obu płci. Mnie w udziale przypadły czarne sandały w rozmiarze 40.5, oczywiście męskie.

Zanim o samym bucie, warto poruszyć temat sytuacji, w których można go używać. Co to właściwie znaczy sandał trekkingowy? Przecież nie pójdziemy w nim na Orlą Perć. Na najtrudniejszy szlak w Polsce naturalnie nie, ale już sporo przejść po dolinkach jak najbardziej kwalifikuje się do przechadzki w sandałach. Sprecyzujmy zatem, gdzie można udać się w sandałach:

- dolinki tatrzańskie: szlaki asfaltowe, gruntowe o stosunkowo równej powierzchni
- odcinki kamieniste, lecz łatwe, np. w sytuacji zmęczenia całodniową wędrówką, gdy ciężki but robi się bardzo niewygodny, a lekkie sandały mogą dać odpocząć nodze, bezpiecznie doprowadzając nas do parkingu lub schroniska
- w schroniskach wieczorami
- na dojściach pod skałki, np. na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej

Więcej górskich i terenowych zastosowań sandałów na pewno odkryjecie sami. Nie zmienia to jednak faktu, że wachlarz tych zastosowań nie jest jakiś szeroki i osobiście nie widzę sensu zakupu sandałów trekkingowych, jeśli miałbym ich używać tylko w górach. Oczywistym staje się zatem fakt, że tego typu obuwie doskonale sprawdza się także w warunkach miejskich. Plusów korzystania z sandałów w codziennej scenerii, zwłaszcza w upalne dni, jest całe mnóstwo. Polecam zatem korzystać z sandałów trekkingowych także w mieście. Wówczas – po zsumowaniu górskich i miejskich zastosowań – buty naprawdę się „nachodzą”, stając się użytecznym zakupem.

Przechodząc jednak do modelu Teva Hurricane XLT2. Po rozpakowaniu but od początku sprawia dobre wrażenie. Jest ładny, starannie wykonany i co najważniejsze – lekki (ok. 280 g). Założenie na stopę też wiąże się z przyjemnymi odczuciami. Rzepy są dobrze skonstruowane, łatwo się regulują, dzięki czemu szybko można je dostosować do stopy. Jest to ważne zwłaszcza w górach, ponieważ po całodziennym trekkingu w ciężkim obuwiu może się zdarzyć, że stopa będzie napuchnięta. W takim wypadku konieczna będzie szybka regulacja, a paski Hurricane’ów to zdecydowanie ułatwiają. Buty posiadają także dobre zabezpieczenie przed obtarciami.

Nie trzeba być wielkim ekspertem, żeby szybko zauważyć, że materiał, z którego wykonane są te sandały, jest wysokiej jakości. Noga fajnie się „zapada” w wygodną piankę, a o jakość podeszwy dba flagowy produkt marki Teva, czyli guma Durabrasion. Mimo doskonałego pierwszego wrażenia nie odważyłem się jednak od razu na wyprawę w góry. Złożyło się tak, że akurat nastał czas wielodniowych, sierpniowych upałów, dlatego sandały na pierwszy ogień musiały zmierzyć się z asfaltem i betonem ulic Krakowa.

Przyznam, że test wypadł super. Buty są wygodne, nie obcierają – stabilnie trzymają się na stopie, mimo że rozmiar, który otrzymałem do testów okazał się „ćwierć numeru” na mnie za duży. Łatwość regulacji sprawia, że po dłuższym marszu można delikatnie poluzować paski, dając nodze odpocząć.

No dobra, przyszedł czas na góry. Sandały testowałem głównie w Tatrach. Towarzyszyły mi w Dolinie Kościeliskiej, na drodze do Morskiego Oka, a w jeden z wieczorów także na kamiennym trakcie na brzegu Wielkiego Stawu Polskiego, gdzie nocując w schronisku założyłem je na półgodzinny spacer. W sandałach wziąłem także schroniskowy prysznic, żeby sprawdzić szybkość wysychania, a innym razem pospacerowałem nad jedną z małopolskich rzec, po kamienisto-żwirkowym brzegu.

Za każdym razem moje wrażenia były pozytywne. Ktoś powie, jakie mogłyby być, skoro chodzenie w sandałach w upalne dni to jedno z przyjemniejszych uczuć, jakie może nas przy wysokich temperaturach spotkać? Racja, ale Teva Hurricane XLT2, to naprawdę bardzo dobre sandały. Tanie sandały z pierwszego, lepszego supermarketu, mimo że pozornie dają nodze odpocząć, koniec końców mogą „zafundować” jej obtarcia i odciski. Tymczasem Teva słynie z wygody, którą w miarę użytkowania coraz bardziej się docenia. Zdaję sobie sprawę, że nie namówię do wydatku ponad 200 zł wszystkich, którzy sandałów używają tylko w mieście, ale już ten, kto chciałby z sandałami zabrać się także w góry, powinien ten lub podobny model od Tevy w swoim plecaku mieć.