Termos obiadowy Rockland Comet 0,75 l

Jako Portal Tatrzański zajmujemy się głównie recenzowaniem sprzętu, który przydaje się w górach i taki również jest zamysł tego artykułu. Niemniej jednak tym razem szczególną uwagę pragnę zwrócić na fakt, że otrzymując do recenzji produkt górski, trafiłem na akcesorium przydatne także w codziennym życiu, wśród szarości polskich miast.Jako Portal Tatrzański zajmujemy się głównie recenzowaniem sprzętu, który przydaje się w górach i taki również jest zamysł tego artykułu. Niemniej jednak tym razem szczególną uwagę pragnę zwrócić na fakt, że otrzymując do recenzji produkt górski, trafiłem na akcesorium przydatne także w codziennym życiu, wśród szarości polskich miast.

Termos obiadowy Rockland Comet o pojemności 0,75 l, bo o nim mowa, to produkt, który miałem przyjemność przetestować przy dziesięciostopniowym mrozie w Pieninach, podczas krótkiego trekkingu. Aby nie ułatwiać zadania, pyszny barszcz czerwony ugotowałem dzień wcześniej wieczorem, około godziny 21, wiedząc, że zjem go około 13 dnia następnego. Tak więc posiłek w termosie miał czekać 16 godzin. Dodatkowo, aby test był jeszcze bardziej wiarygodny, postanowiłem, że przez noc napełniony termos postoi w lodówce. Zadanie dla Cometa więc wymagające, ale jeśli mamy mówić o markowym produkcie turystycznym, który sprawdzi się w każdym warunkach, to nie można stosować półśrodków.

Zanim o wynikach testu, kilka uwag technicznych. Termos, z racji tego, że jest przeznaczony do dań także w formie stałej, jest nieco szerszy niż tradycyjne termosy, co skutecznie rekompensuje mniejsza wysokość. Wymiary to koło 11 x 18 cm. Powoduje to, że termos nie zajmuje zbyt wiele miejsca w plecaku, nadając się do transportu także w małych plecakach na jednodniówki. Produkt obecnie występuje w trzech pojemnościach: 0,5 l; 0,75 l oraz 1 l. Ta środkowa wartość, której testowanie przypadło mi w udziale, jest w moim odczuciu wystarczająca dla dwóch osób o średnim apetycie. Para łasuchów powinna przemyśleć zakup wersji litrowej, z kolei samotnemu wędrowcowi w zupełności wystarczy „połówka”

Termos otworzyłem w pobliżu platformy szczytowej na Trzech Koronach. Pokrywa i zakrętka demontują się łatwo i także łatwo po posiłku wracają na swoje miejsce. Po 17 godzinach (ostatecznie obiad zafundowałem sobie ok. godz. 14) barszcz był ciepły. Nie gorący – ale bardzo ciepły, a co też bardzo ważne, zachował swój bardzo charakterystyczny zapach, dzięki czemu zaraz po otwarciu odwróciło się w moją stronę kilku turystów obecnych w pobliżu, zapewne „zwabionych” zapachem przyjemności. Test górski zdecydowanie na plus.

Co jednak istotne, jako człowiek nie posiadający nigdy do tej pory innego termosu niż herbatowy, moc zalet Cometa odkryłem już po „akcji górskiej”. Tak się składa, że w czasach wszechobecnego pośpiechu pracownicy wielkomiejskich biur, wracając ok. godz. 17-18 do domu nie mają już siły gotować jedzenia, a odgrzewane to przecież nie to samo. Kończy się na tym, że zazwyczaj zamawia się w pracy pizzę lub inne wysokokaloryczne danie, co nie tylko nie jest zdrowe, ale także mocno obciąża kieszeń. Alternatywą dla takiej opcji stały się dla mnie posiłki przygotowywane wieczorem, już po popołudniowej drzemce i od razu pakowane do Cometa. W ten sposób termos marki Rockland „zaliczył” ziemniaki, makaron, zupy (od grochówki po rosół), a nawet sałatkę warzywną. Za każdym razem bardzo dobrze spełniał swoją funkcję, a po włożeniu doń zimnej potrawy, okazało się, że jest nie tylko świetnym termosem, ale także bardzo dobrym pojemnikiem na jedzenie. Wobec wiecznego niedoboru pojemników w domu – jeden dodatkowy o litrażu 0,75 – na pewno się przyda.

Podsumowując, dostałem do testów dobry i wielofunkcyjny produkt. Mała i niedroga rzecz, a potrafi bardzo poprawić komfort nie tylko górskich wędrówek, ale także życia codziennego w tak prozaicznej dziedzinie jak jedzenie.