Katastrofa na Giewoncie

Choć po ostatniej tragedii na Giewoncie w szpitalach nadal wielu rannych, choć rodziny zmarłych nadal zapewne są w szoku, choć wszyscy, którzy tam byli, nadal nie mogą spać po nocach - powoli już czas na podsumowania i wnioski.

Burze w Tatrach były, są i będą - podobnie jak wypadki. Mieliśmy w historii rozliczne tragedie spowodowane uderzeniami piorunów, w tym takie, w których ginęło kilka osób naraz. Najstarsi górale nie pamiętają jednak sytuacji, w której poszkodowanych byłoby ponad 160 osób. Skąd aż tak przerażająca liczba?

Nie ulega wątpliwości, że to wynik nierównej konfrontacji efektów ostatniej mody na Tatry i sił natury, którymi rządzi czysta fizyka i które nie znają litości niezależnie od sytuacji. W ostatnich latach turystyka tatrzańska przeżywa prawdziwy boom. Rokrocznie bite są rekordy frekwencji zarówno w całym parku, jak i w najpopularniejszych miejscach. Oczywiście jest to głównie wynikiem rozwoju nowych technologii, Internetu, mediów społecznościowych. Ludzie widzą zdjęcia znajomych z tatrzańskich szlaków, ładnie obrobione filtrami i nie chcą być gorsi. A że turysta masowy ciągnie główne w najpopularniejsze miejsca, tworzy nam się kilka popularnych lokalizacji, gdzie panuje ogromny tłok i niejednokrotnie, charakterystyczny dla tłumu, bezład. Jeszcze kilka lat temu taką sytuację mieliśmy na Giewoncie czy nad Morskim Okiem. Teraz wielkie tłumy zaczynają się pojawiać w takich miejscach jak Rysy czy Orla Perć. Przebywanie człowieka w pobliżu miejsca uderzania pioruna, tuż obok metalowego krzyża i łańcuchów, musi skończyć się źle. A jeśli mamy w tym miejscu tłum, to niestety owo "złe zakończenie" należy pomnożyć razy ilość osób tworzących ten tłum. Jak widać, to co dla nas, ludzi, jest ogromną tragedią, w naturze wynika z brutalnie prostej logiki.

To, co musiało się wydarzyć, gdy piorun uderzył w tłum, to jedno. Inną jednak sprawą jest to, dlaczego ci ludzie tam byli? Nie chcę oceniać z dwóch przyczyn. Po pierwsze, z braku wiedzy o tym, co dokładnie się wydarzyło; po drugie z szacunku dla tych, którzy straci życie lub zdrowie. Dlatego nie postawię tezy, że można było tego uniknąć. W czasach Internetu miejsca takie jak Giewont przyciągają i będą przyciągać tłumy. Dostępność nowych technologii, które podsuwają nam gotowe rozwiązania pod nos, zawsze będzie powodować, że jakaś część turystów będzie "wyłączać myślenie" - tak ważne w górach w obliczu zbliżającego się zagrożenia. Dlatego uważam, że takie sytuacje niestety będą się powtarzać.

Czy zatem nie da się zrobić nic? Oczywiście, że się da. My, nazwijmy to, Świadomi Turyści, zamiast wyszydzać początkujących, musimy nie ustawać w edukowaniu naszych mniej doświadczonych Kolegów i Koleżanek. Oczywiście prym w tym powinny wieść media oraz instytucje takie jak TPN, TOPR czy szkoła. Ale to też sprawa każdego z nas. Zwracajmy uwagę, nawet gdy na nas krzywo patrzą. Upominajmy, nawet gdy na nas bluzgają. Tłumaczmy, nawet jeśli nie chcą słuchać. Świata nie zmienimy, ale jeśli uratujemy chociaż jedno ludzkie życie - to już dużo.