Gerlach zimą

Czytam co chwilę czyjeś wpisy na Facebooku o tym, że chce uciec stąd do ciepłych krajów. Patrzę, jak w TV przechodnie zapytani na ulicy psioczą na wyjątkowo paskudną perspektywę trwania zimy.

Obserwuję, jak co chwilę komuś zimno lub – w najlepszym wypadku – chłodno. Pakuję kurtkę puchową, skarpety narciarskie, czapkę, szalik, kominiarkę, kalesony. Parzę gorącą herbatę. Chyba znów idę pod prąd.

Marzy mi się zamieć lub chociaż zawieja. Słyszę śnieg skrzypiący pod butami i lód krojony przez kolce raków. Już widzę oczami wyobraźni wieczorny grzaniec w schronisku lub w jednej z knajp przy krakowskim rynku. Wyobrażam sobie tutejszych szopkarzy mozolnie sklejających swoje dzieła i górali dekorujących Sanktuarium na Wiktorówkach przed pasterką. W końcu siebie widzę, jak mnie lodowaty wiatr miota po grani na prawo i lewo, w czasie mgły gęstszej niż trzyipółprocentowe „Łaciate”. Widzę każdy skręt na Szymoszkowej i glebę na stromym stoku Nosala. W czasie, gdy Naród marzy o grillowaniu swojego ciała w Egipcie, Tunezji i na Kanarach, ja myślami biegnę ku skutym lodem tatrzańskim przełęczom, a także zmrożonym krzesełkom wyciągów, do których tylnia część ciała przymarza z impetem. Chyba naprawdę idę pod prąd.

Nie bez powodu wplatam w tatrzańskie rozważania tematykę narciarską. To bowiem od szusowania po białym puchu – na początku nieudolnego – na stokach Podhala i Podtatrza – zaczęła się moja fascynacja zimą, która z kolei pociągnęła za sobą chęć spróbowania swoich sił na zimowym szlaku. Ten tylko, kto wie, jak pachnie mokre, chłodne drewno, z którego zbudowane są góralskie narciarnie – jest w stanie docenić zimę. Ten tylko, kto wie, ile radości – nawet dorosłemu i poważnemu człowiekowi – sprawia „uciekająca spod nóg” góra – jest w stanie nie zwracać uwagi na chłód i cieszyć się zimą w górach jak małe dziecko.

Zima w górach wymaga jeszcze więcej rozsądku i rozwagi niż lato. Do ryzyka, z którym wiąże się podróżowanie po Tatrach, w zimie należy doliczyć jeszcze zagrożenie lawinowe i niebezpieczeństwo poślizgu. Tym większy kontrast pomiędzy smakowaniem górskiej przygody w zimie, a bezczynnym wylegiwaniem się na piaszczystej plaży w lecie. Jedno z drugim łączy tylko krem z filtrem UV, niezbędny w słoneczne dni zarówno zimą w Tatrach, jak i latem na Złotych Piaskach. Jedynie pod tym względem nie czuję potrzeby jechania pod prąd.