Otargańce, Tatry Zachodnie

"Na doliny patrzę z góry, ale na góry... z dołu. Doceniam wartość życia, nie będę go ryzykować".

Zrozumieć?

Pasja to niewątpliwy skarb. Motywuje do stałego rozwoju, nadaje sens naszym staraniom, napawa ekscytacją, pozwala przeżyć intensywne, realnie szczęśliwe chwile. Pasjonatów gór trudno jednak zrozumieć z pozycji człowieka, który nie ma z nimi nic wspólnego. Zwłaszcza, gdy stopień zaangażowania w pasję wydaje się graniczyć z manią, co już zdrowe nie jest. Najtrudniej miłość do sportów górskich zrozumieć tym, którzy nas kochają. Naszym biskim. Tym, którzy czekają w domu na nasz kolejny, szczęśliwy powrót, a gdzieś z tyłu ich głowy kołaczą się niepokojące myśli... za każdym razem. Za każdym razem, kiedy my jesteśmy szczęśliwi, ktoś mimowolnie się niepokoi.

Po co Ci te góry?

Ledwo miną Święta, odejdziemy od rodzinnego stołu i już ciągnie w góry. Nie żeby uciec. Po to, żeby przeżyć kolejną przygodę, kontakt z naturą, spojrzeć na świat z góry w spokoju i ciszy, zmąconej tylko odgłosami wiatru. Skosztować baśni, dotknąć żywiołu. Tylko jak wytłumaczyć to komuś, kto porusza się po świecie tylko w poziomie? Jak wytłumaczyć, że poruszanie się ma jeszcze jeden wymiar, który pozwala na spojrzenie perspektywiczne, na nabranie dystansu do siebie i spraw, które tylko z pozoru wydają nam się ważne?

Przypominam sobie rozmowy przy rodzinnym stole. Pokazujemy bliskim zdjęcia z tegorocznych wypraw. Jedni oglądają z podziwem, inni myślą, że sami chętnie spróbowaliby górskich przeżyć, ale podnoszą się też głosy, bardzo bolesne, poparte słusznym wiekiem, pouczające: i po co Ci te góry? Jak coś się stanie, to będziesz wiedzieć, że to nie jest tego warte. Że nic nie jest warte straty ukochanej osoby, kalectwa, stresu, wypadku. Po co tak ryzykować? Weźcie ślub, uspokójcie się, cieszcie się sobą. To jest ważniejsze, jak można tego nie wiedzieć? Odzywa się dziadek, mówiąc: "ja w górach walczyłem na wojnie. Na doliny patrzę z góry, ale na góry... z dołu. Trzy lata temu umarła mi żona i do dzisiaj nie mogę z tym pogodzić. Doceńcie wartość życia, nie warto go ryzykować".

Ryzyko jest względne

Drodzy bliscy, nie denerwujcie się, pomyślcie o tym, że kilka razy w tygodniu trenujemy. Ciągle uczymy się od lepszych od nas, staramy się dokonywać mądrych wyborów. Nasze "spontany" nie są spontaniczne. Dostosowujemy plany do warunków. Ten pionowy świat jest opisany, tak jak mapy horyzontalne opisują poziom, tak topo określa nasz wertykalny świat. Nie wybieramy w ciemno celów. Idziemy w trudności, które nie powinny nas przerosnąć. Nie denerwujcie się, statystyki mówią, że bardziej niebezpieczna jest jazda samochodem. Przecież nic złego mi się nie zdarzy. Wypadki zdarzają się wszędzie... w domu też. Nie idę w góry, żeby umierać. Chcę żyć długo i szczęśliwie. I tak w kółko.

...i czy warto?

Tymczasem, na drewnianej tablicy w Szałasiskach od dawna przed wzrokiem wspinaczy nie może ukryć się tablica, na której wyryte jest odwieczne pytanie: "Jaki jest sens i czy warto"? I, drodzy bliscy, każdy z nas dokonując wyborów zadaje sobie to pytanie. Nawet jeżeli wie, że jest sens. I że warto.