Paweł Dutka

Rozmawiamy z Pawłem Dutką - fotografem, który na Kasprowym Wierchu - jak sam mówi - na Kasprowym jest #obecny co drugi dzień. Przeczytajcie, skąd taki pomysł.

Ile razy byłeś na Kasprowym Wierchu? i Jak często się tam pojawiasz?

Zawsze gdy słyszę takie pytanie, odpowiadam żartobliwie, że łatwo wyliczyć. Jednak nie - nie bywam 365 razy w roku. Jest to nierealne z kilku powodów. Człowiek to nie maszyna i po kilku dniach przychodzi taki czas, że trzeba odpuścić na jeden czy dwa dni. Zrobić przerwę, dać odpocząć mięśniom. Kolejnym czynnikiem to pogoda. Dni z ciągłym opadem kilkanaście w ciągu roku się nazbiera. Nie mam aż takiej motywacji, żeby od samego początku marznąć i moknąć w deszczu. Oczywiście zdarzy się nawet wielokrotnie, że dopadnie Cię deszcz na zejściu czy w trasie, ale raczej świadomie nie pcham się na start w kiepską pogodę.

Oczywiście - to co najważniejsze - obowiązki zawodowe czy rodzinne nie zawsze pozwalają znaleźć czas nawet na szybkie, krótkie wyjście. W tej jednak kwestii mogę liczyć na wyrozumiałość szefa, który póki co przymyka oko na moje spóźnienia :)

W poprzednim roku było to powyżej 200 wyjść. Na obecny można narzekać. Początkowo słabe warunki śniegowe, potem koronawirus i zamknięte Tatry, następnie sezon deszczowy. Myślę, że w przeciągu dwóch lat średnia powinna wyjść - co drugi dzień.

Nie wyznaczam sobie jakiś celów czy magicznej liczby 1000 :) Może ta liczba już została przekroczona? Jedno jest pewne: nie wiedziałem o tym albo nie będę o tym wiedział.

Dlaczego akurat Kasprowy i kiedy się to zaczęło?

Powodów jest kilka. Nie doszukiwałbym się tutaj żadnych wzniosłych idei. Miłości do gór, czy poszukiwania wewnętrznej harmonii itp. Powód jest bardzo prozaiczny. Potrzeba ruchu, spalenia zbędnych kalorii. Moją jedną z tysiąca wad jest obżeranie się słodyczami. Potem trzeba gdzieś to zrzucić. Kasprowy to nie tylko siłownia. Kasprowy to miejsce o niebywałym potencjale krajobrazowym. Na wschód surowość ścian Tatr Wysokich z Doliną Gąsienicową u podstawy. Na zachód wieloplanowość Tatr Zachodnich. Na południe Krywań i Dolina Cicha, w którą często wlewają się mgły i przy odrobinie szczęścia możemy obserwować efekt przelewających się chmur przez grań. Na północ otwiera nam się rozległa panorama na kotliny podgórskie, Gorce i Królową Beskidów Babią Górę. Może i są miejsca w Tatrach z piękniejszą panoramą, bo piękno to jednak indywidualne podejście, ale Kasprowy oferuje nam łatwość i szybkość dotarcia na grań główną. Bezpieczeństwo. Możliwość  schronienia się na górnej stacji kolejki np. przed burzą. 

Przez te kilka lat powstało trochę zdjęć w różnych warunkach. Zimą są to najczęściej wschody słońca. Na szczyt został wytyczony bezpieczny szlak narciarski przez Dolinę Goryczkową. Pozwala to wygodnie wędrować nocą na szczyt, a sezon zimowy nie stwarza zagrożenia spotkania z największym tatrzańskim drapieżnikiem - niedźwiedziem.

Fotografią tatrzańską fascynuję się od 2005 roku. Nigdy nie przeczytałem żadnego podręcznika o fotografii, nie oglądałem filmików na YouTube. Poznawałem zdjęcia innych tatrzańskich fotografów, pytałem, słuchałem rad, nie obrażałem się na krytykę. Starałem się naśladować, inspirować innymi. Kiedyś fotografia górska łączyła pasjonatów w jedną „rodzinę”… 

Moim mentorem fotograficznym jest kolega z czasów studiów Kamil: to on tłumaczył, jak korzystać z aparatu i wszystkich akcesoriów.

Na nartach nauczyłem się jeździć stosunkowo późno, bo w 2015 roku (inaczej… - uczę się cały czas…) Wtedy to właśnie wymyśliłem sobie, że aby częściej być w górach z aparatem fotograficznym, muszę się w nich sprawniej poruszać. Kupiłem narty skiturowe i od razu udałem się właśnie na Kasprowy Wierch przez Dolinę Gąsienicową.

To był ten moment, kiedy przyszła regularność na „kasprowe wyjścia”. Chęć nauczenia się jazdy na nartach łączyłem z pożytecznym i zabierałem aparat. Początkowo było ciężko i to dosłownie. Lustrzanka, kilogramy jasnych obiektywów. Wszystko z czasem ewoluowało w kierunku aktualnego stanu czyli lekkiego bezlusterkowca, a na codzień smartfona.

Czy kiedyś zamierzasz zmniejszyć częstotliwość wizyt na Kasprowym lub po prostu zmienić cel?

To jest jak z piosenkami - podobają nam się te, które znamy. Chodzę po lubię, znam kamienie na ścieżce, mam swoje ulubione, ale mam również taki jeden, którego nienawidzę i całą drogę myślę żeby przypadkiem na niego nie nadepnąć.

Tak jak już wspominałem, Kasprowy jest dla mnie logistycznie najłatwiejszy. Lepiej być chociaż na Kasprowym niż nie być nigdzie. Nie mam więc żadnych planów, będę się tam pojawiał dopóki zdrowie i motywacja pozwolą.

Zawsze wbiegasz na Kasprowy albo wchodzisz na skiturach? Jakie masz rekordowe czasy?

Nie wbiegam, określam swoje tempo na szybkie spacerowe. Jeszcze nie przyszedł moment, kiedy odważę się pobiec. Powoli zaczynam przyzwyczajać już organizm do zbiegów w dół. Do góry jest to póki co marsz. Rejestruję swoje wyjścia stoperem w zegarku. Myślę, że teraz wywołam uśmiech na twarzach biegaczy górskich podając czasy. Stoper startuję przy budce z biletami, stopuję na szczycie. W okresie letnim do góry nie wszedłem jeszcze poniżej 1 h 4 min. Większość  wyjść mam w przedziale 1 h 5 min – 1 h 7 min. Zimą na nartach 1 h 7 min.. W drugą stronę, czyli na nogach w dół, w tym roku było już 36 min.

Korzystasz czasem z kolejki?

Tak, jak najbardziej - często korzystam, szczególnie w okresie przejściowym przeważnie w dół. Jeżeli  na szlaku leży sporo twardego śniegu wolę nie ryzykować kontuzji przy zejściu. Zdarzyło się kilkakrotnie schronić się przed burzą w kolejce. 

Jakie jest najpiękniejsze Twoje zdjęcie z Kasprowego?

Kiedyś takie zdjęcie powstanie. Póki co staram się nie przeoczyć momentu na zdjęcie życia :) Jak już zrobię to najpiękniejsze i najlepsze, schowam aparat do szafki bo będę już w 100% spełniony fotograficznie. 

Na koniec wybrałem kilka kadrów z Kasprowego i okolic. Nie są może to te najlepsze, ale myślę, że warte pokazania.

Jesienny kadr z Beskidem, Kasprowym i Giewontem. Zdjęcie zrobione już w sporej odległości od Kasprowego, bo ze Skrajnej Turni. Jednak wyjątkowość warunków, które mieliśmy wtedy sposobność fotografować wspólnie z Marcinem zasługuje na wspomnienie o tym zdjęciu.

Przyszedł taki moment w moim fotograficznym życiu, że przestało mi się już chcieć. Powodów było kilka. Ciężka lustrzanka skutecznie zniechęcała do codziennego ekwipowania. Nastał marazm, nowe zdjęcia nie powstawały. Tomek na kilka tygodni przekazał mi swój aparat, lekki bezlusterkowiec z małym teleobiektywem. Ukierunkowało mnie to sprzętowo w nowej rzeczywistości. Radość fotografowania wróciła :)

To był zwykły jesienny wschód. Niebo bez szału. Wszystko klarowne i przewidywalne. Wspólnie z Piotrkiem na siłę coś tam fotografowaliśmy, żeby nie poszedł na marne wysiłek włożony w nocne podejście. A wyszło… sami oceńcie…

Widmo Brockenu. Widziałem już dziesiątki razy. Zawsze wtedy czuję to samo: z jednej strony  fascynację zjawiskiem, ale z drugiej również niepokój… Legendy i przepowiednie to wszystko bajki, ale mamidło na chmurach sprawia, że jednak coś albo ktoś nam wtedy towarzyszy….

Zdjęcie które darzę największym sentymentem. Jest jak sen o niespełnionych marzeniach… Marzeniach o zdjęciu idealnym,  które mogłem wtedy wykonać, ale chyba to nie był jeszcze ten czas…

Rozmawiał Krzysztof Barcik