wypas owiec

Już w średniowieczu na tatrzańskie hale dotarli Wołosi, którzy przyprowadzili ze sobą stada owiec i kóz. Z czasem pasterstwo w Tatrach znacznie się rozwinęło.

Choć w dzisiejszych czasach w Tatrach możemy spotkać się już tylko z kulturowym wypasem owiec, nie zawsze było właśnie tak. Po polskiej stronie największy wypas owiec zanotowano zaraz po II wojnie światowej, kiedy to na hali przebywało 30 tysięcy sztuk owiec i 3 tysiące krów. Dodatkowo na potrzeby inwentarzu w Tatrach polskich przebywało około 800 pasterzy, przy 300 szałasach i szopach pasterskich. Od momentu utworzenia parku narodowego pasterstwo zaczęło stopniowo zanikać, by później powrócić w formie kulturowego wypasu.
    
Forma ta zachowuje wszystkie tradycje związane z pasterstwem. Prowadzona jest tylko na niektórych polanach. Wypasem kierują bacowie, wspierani przez juhasów i z pomocą psów pasterskich.
    
A jak na hali bywało dawniej? Wypas odbywał się bez względu na pogodę. Choć baców nikt nie pilnował, zobowiązywali się oni do trybu życia podległego potrzebom wypasu, najczęściej nie opuszczali owiec i bydła w dzień ani w nocy. Zachowywali też tajemnice bacowskie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Przestrzegali tradycji pierwszego (redyk, po 23 kwietnia) i ostatniego dnia wypasu (osod, po 29 września). Zagospodarowanie szałasu pasterskiego wymagało przede wszystkim rozpalenia ogniska, które musiało płonąć bez przerwy (watra), oraz rozłożenia zagrody pasterskiej. Jeżeli wypas wymagał zmiany miejsca, ogień przenoszono w specjalnym naczyniu (dymadle).
    
Codzienne życie na hali składało się z monotonnych czynności. Baca wstawał o 3 rano, żeby mleko z wieczornego udoju przerobić na ser i przygotować żętycę (czyli serwatkę z mleka owczego) na śniadanie. Po godzinie pracy budził pasterzy, którzy przystępowali do rannego dojenia. Kiedy pasterze wychodzili na wypas, baca ponownie wracał do czynności wyrabiania sera i „przegradzał koszar”, czyli przesuwał zagrodę w nowe miejsce. Następnie gotował obiad (zwykle ziemniaki ze śmietaną lub żętycą). W południe pasterze wracali na obiad, a po nim udawali się na bliżej położone pastwiska. Baca szykował wieczerzę (znów ziemniaki, żętyca), później następowały wieczorny udój, odpoczynek i znów poranna pobudka. W pracach pomagał bacy młody chłopak, tzw. hulajnik. Sprzątał, mył i wyparzał naczynia.
    
Zawód pasterza czy bacy wymagał wzajemnego zaufania, miłości do gór, zwierząt i wytrzymałości na niedogodności. W związku z siłą charakteru ci, którzy pracowali na hali, darzeni byli wszechobecnym szacunkiem.