Wozy nad Morskim Okiem

Temat przewozów fasiągami do Morskiego Oka niezmiennie budzi dyskusje, a nawet zażarte spory. Fiakrzy postanowili rozprawić się z ich zdaniem fałszywymi przekonaniami w tym temacie. Wobec tego zorganizowali konferencje prasową, w której odnieśli się do najczęściej pojawiających się zarzutów. Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź ze strony środowiska obrońców praw zwierząt.

„Fakty kontra mity” – tak Zarząd Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka zatytułował przeprowadzone wczoraj (tj. 11.04) spotkanie prasowe. W trakcie konferencji odnieśli się do powielanych wobec nich zarzutów. W opozycji do nich tradycyjnie stanęła aktywnie działająca w zakresie obrony praw zwierząt Fundacja Viva!, która od długiego czasu toczy słowne potyczki z tatrzańskimi fiakrami. Na swojej stronie internetowej opublikowała długą odpowiedź, w której odniesiono się do poruszonych na wspomnianej konferencji kwestii.

W pierwszej kolejności nawiązano do kwestii przerw, które zdaniem fundacji są niedostatecznie długie. Fiakrzy na konferencji wspomnieli, że konie po każdym przejeździe odpoczywają ok. 20 minut. Obrońcy zwierząt wskazują, że przy takim obciążeniu godzina odpoczynku do absolutne minimum. Powołano się na stanowisko weterynarza Bożeny Latochy, która od lat bada konie, pracujące na drodze nad Morskie Oko oraz od dawna alarmuje o przeciążaniu zwierząt. Zdaniem fundacji jej wnioski miały być pierwotnie poparte przez władze Tatrzańskiego Parku Narodowego. W opublikowanej odpowiedzi Fundacja Viva! dużą uwagę przykłada do rzekomych nadużyć oraz błędów przy prowadzonej ekspertyzie, dotyczącej maksymalnej liczby osób, które może być ciągnięta przez konie na fasiągu (obliczenia rzekomo miały być przeprowadzane dla płaskiej trasy, a nie w warunkach górskich).

Kolejną kością niezgody pozostaje kwestia „emerytury” koni. Jak podaje wiceprezes fundacji, Anna Zielińska, 61% koni wycofanych z trasy nad Morskie Oko trafiło do rzeźni. Sprzedawanie koni do rzeźni to zarzut, który już wcześniej pojawiał się w przestrzeni medialnej. Fiakrzy są zdania, iż nie mają możliwości weryfikacji, co dzieje się z końmi po ich sprzedaży. Anna Zielńska wprost zarzuca im mijanie się z prawdą, twierdząc iż przewoźnicy dobrze wiedzą, iż zwierzęta trafiają do rzeźni – w końcu w jej opinii muszą wiedzieć, komu je sprzedają.

Fundacja nie przeszła obojętnie wobec argumentów natury historycznej. Fiakrzy powołują się bowiem na 150-letnią tradycję przewozów. Jak do tego odnoszą się obrońcy praw zwierząt? Wskazują, że pierwotnie nad Morskie Oko jeździły lekkie bryczki, które nie przeciążały aż tak koni, zaś po II wojnie światowej ten środek transportu został wycofany z użycia, wracając dopiero w 1989 r. Chociaż wówczas zdecydowano się na powrót do lekkich wozów, na pod koniec lat 90. pojawiły fasiągi w obowiązującym do dziś rozmiarze.

A jak wygląda odpowiedź na argumentu dotyczący kamer, monitorujących pracę koni? Fundacja wskazuje, iż te urządzenia są często bezużyteczne wobec problemów z zasięgiem Internetu za pośrednictwem, co powoduje problemy z rejestracją przejazdów. Przy okazji dotknięto kwestii zamontowanych w wozach hamulców, które mają wspomagać konie w momentach zjazdów. Anna Zielińska podaje, że ich użycie jest całkowicie pomijanie. To miałyby z kolei wskazywać kamery termowizyjne, za pomocą których przeprowadzono badanie kończącego przejazd wozu. Hamulce w nim według niej  miały okazać się zimne.

Kończąc raport przedstawiciele Fundacji Viva! Stwierdzili, że 68% mieszkańców naszego kraju jest za likwidacją transportu konnego do Morskiego Oka. W przestrzeni medialnej pojawiły się zarzuty, co do prawdziwości tych obliczeń, zaznaczając iż popularność przejazdów popularną trasą absolutnie im zaprzeczają. Można także spotkać się z komentarzami, iż zdecydowana większość Polaków tak naprawdę nie ma pojęcia lub wyrobionego zdania na ten temat.

Fiakrzy wskazują, iż prokuratura umorzyła ostatnie postępowanie, dotyczące sprawy znęcania się nad zwierzętami (więcej na ten temat pisaliśmy tutaj). Ten temat z całą pewnością będzie jeszcze nieraz podnoszony. Tym bardziej, że przed nami majówka oraz sezon letni, czyli czas, gdy pod Tatrami pojawiają się największe w trakcie roku tłumy.