Śmigłowiec TOPR

Miniony tydzień pod względem pracy przypominał raczej wakacje, niż typowy, listopadowy tydzień. Wpływ na to miał oczywiście napływ turystów w związku z długim weekendem. 

Pierwsza akcja miała miejsce właśnie na jego początku, bo 11 listopada. Dwóch turystów, całkowicie nieprzygotowanych do warunków zgubiło szlak do Żlebu Kulczyńskiego i utknęło w Rysie Zaruskiego. Musiał interweniować TOPR. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale w takim miejscu o tragedię nie trudno. Chwilę później turysta poślizgnął się na Koziej Przełęczy i spadł około 10 metrów. Na szczęście skończyło się na strachu. W piątek, 12 listopada TOPR interweniował aż 10 razy! Głównie były to drobne urazy kończyn lub problemy kardiologiczne. Jednak wieczorem do ratowników zadzwoniła turystka z informacją, że jest z 9-letnim dzieckiem na Świnickiej Przełęczy, robi się ciemno i nie dadzą sobie sami rady, ale idą w kierunku Przełęczy Liliowe. Ratownicy dotarli do turystów i sprowadzili ich na dół. Wieczorem do TOPR dotarła informacja, że dwóch turystów rozdzieliło się na szlaku i z jednym z nich nie ma kontaktu. Uruchomiono procedury, zaangażowano Policję, ale mężczyzna dalej nie odbierał telefonu. Sprawdzono więc schroniska, pensjonat w którym nocował, ale słuch o nim zaginął. Finalnie odezwał się on do kolegi o 1:30 w nocy z informacją, że jest w Murowańcu. 

Sobota (13.11) rozpoczęła się od sprowadzania trzech mężczyzn z Kazalnicy. Tylko jeden z nich miał raki, reszta wybrała się na wycieczkę w raczkach... Po wejściu stromym terenem do góry nie byli w stanie samodzielnie zawrócić. Asekurujący ratownicy po wielu godzinach sprowadzili ich do schroniska nad Morskim Okiem. W sobotę wydarzyła się jeszcze jedna poważna akcja na Wołoszynach oraz śmiertelny wypadek w Mnichowym Żlebie, o czym pisaliśmy już wcześniej. Niedziela (14.11) nie była inna, więc ratownicy znowu mieli sporo pracy. M.in transportowali turystę z Orlej Perci, którego przerosły warunki i trudy techniczne wycieczki. Poza tym ratownicy pomagali przy poślizgnięciu w rejonie Świnicy czy prowadzili resuscytację na Krzesanicy, o czym pisaliśmy już wcześniej.

Jak widać pracy było naprawdę bardzo dużo. Niestety, ale większość wypadków była związana ze złym przygotowaniem turystów.