Akcja ratunkowa TOPR

W zeszłym tygodniu uwaga wszystkich skupiła się na ekstremalnie trudnych warunkach w Tatrach, które po polskiej stronie poskutkowały śmiercią trzech osób. Oprócz nich miały jednak miejsce inne akcje ratunkowe, które podsumowuje TOPR w najnowszej Kronice.

W poniedziałek, 10 października, trójka "taterników" utknęła w północnej ścianie Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego. Osoby te, mimo że miały linę, nie posiadały podstawowych umiejętności wspinaczkowych i wiedzy na temat posługiwania się sprzętem do asekuracji. Mogą mówić o dużym szczęściu, ponieważ taka nonszalancja mogła zakończyć się wypadkiem. Ratownicy ewakuowali całą trójkę z trudnego terenu przy użyciu śmigłowca.

Do kuriozalnej sytuacji doszło w środę, 12 października. O 19:40 do TOPR-u zadzwonił mężczyzna, który twierdził, że... zgubił żonę w czasie zejścia Kobylarzowym Żlebem. Ostatni kontakt miał z nią... jakieś 3 h wcześniej. Wówczas poszedł szybciej od niej i czekał na nią na Przysłopie Miętusim. Ponieważ żona nie przyszła, ruszył ponownie w górę, lecz jej nie zastał. Centrala TOPR zasugerowała kontakt z pensjonatem, w którym małżeństwo nocował - i okazało się, że żona właśnie tam dotarła. Problemem jednak okazał się sam mężczyzna, który w jej poszukiwaniu ruszył w góry bez źródła światła. Ratownicy byli zmuszeni go sprowadzać.

W piątek, 14 października, późnym wieczorem TOPR otrzymał informację, że z wycieczki na Świnicę nie wrócił mężczyzna. Po rozeznaniu w sytuacji okazało się, że dotarł on do Murowańca, ale był ranny. W czasie zejścia kilkukrotnie upadał i zsuwał się po stromych śniegach. Może mówić o dużym szczęściu. Ratownicy z Murowańca przetransportowali go do szpitala.

W niedzielę spod Zawratu sprowadzono pięcioosobową grupę turystów, w skład której wchodziło dwoje dzieci. Cała piątka wybrała się na trudny szlak w niebezpiecznych warunkach bez odpowiedniego przygotowania.