Kulig w Zakopanem

Kulig w Zakopanem

Napisane przez: Krzysztof Barcik

Foto: Andrzej Fryda , 05/12/2018


Zima. Głęboki śnieg, skrzypiący mróz. Wieczór, płonące pochodnie i konie z zapałem ciągnące sanie z rozkrzyczanymi ludźmi. Dziś kuligi mają charakter komercyjny, ale nie zawsze tak było.

Organizowane przez lokalne firmy wieczorne kuligi z pochodniami to bardzo popularna zimowa atrakcja Zakopanego. Kulig najczęściej kończy się ogniskiem z pieczeniem kiełbas, a impreza nierzadko trwa do rana. Trasy którymi ciągnięte są sanie mogą być bardzo różne – od miejskich po leśne, w niektórych przypadkach także w granicach Tatrzańskiego Parku Narodowego. Kiedy zima nie sypnie śniegiem, sanie zastępuje dorożka, ale to już nie to samo… Zakopane nie dysponuje przygotowaną trasą, na której sanie konne mogłyby się swobodnie poruszać nie przeszkadzając samochodom ani bardziej pieszym. Stąd organizatorzy kuligów i fiakrzy co roku stają przed dylematem - czy łamiąc przepisy wjechać na chodnik, gdzie zwykle leży sporo śniegu; czy męczyć konie i odbierać przyjemność pasażerom jadąc zwykle pozbawioną śniegu ulicą. Cóż. Jedyne czego mogą życzyć sobie wielbiciele tego typu rozrywki jest solidny opad śniegu, jak to na zimę w Zakopanem przystało.

Kulig jest rodzajem zabawy sięgającym XVI wieku. Dawniej była to karnawałowa forma rozrywki magnaterii, która chętnie w ten sposób odwiedzała krewnych i sąsiadów we dworach. Transport zaprzęgiem konnym był w tamtych czasach niezbędny ze względu na dużą odległość między dworem a dworem. Najczęściej odwiedzano te miejsca, gdzie mieszkało dużo dziewcząt. Według staropolskiego zwyczaju „gdy kulig dom szlachecki najechał, gospodarz gościom klucze od śpiżarni i piwnicy oddawał, zdając się całkowicie na ich inicjatywę w zabawie i ucztowaniu”. Następnie kulig powiększony o kolejnych biesiadników udawał się w dalszą drogę. „Młodzież, rej w okolicy wodząca, układała plan kuligu, a do narad tych należały skrycie i dziewczęta, i młodsze mężatki rade zabawie” – opisuje Zygmunt Gloger w „Encyklopedii staropolskiej” i dodaje: „W czasie takiej narady rozpisywano plany, jakim szlakiem ma się kulig przemieszczać i do jakich dworków wstępować”. Na wypadek pogubienia się wyznaczano także ostatni punkt zborny, gdzie wspólnie chciano kończyć zabawę. „Wszystko to tak układano, aby zrobić niespodziankę poważnym ojcom i matronom, bez wywoływania przygotowań kuchennych, bo wiedziano dobrze, że w każdym domu znajdzie się bigos, kiełbasa, barszcz i piwo”.

Dziś charakter kuligów jest znacznie mniej spontaniczny, jednak zabawa w gronie znajomych przy akompaniamencie końskich kopyt, ogniu pochodni a potem przy ognisku jest niewątpliwa atrakcją, z której co zimę w Zakopanem korzystają rzesze turystów.