Około godziny 12:45 do centrali TOPR dotarła informacja, że dwie zagraniczne turystki miały wypadek w okolicy Hali Gąsienicowej. Na miejsce wysłano śmigłowiec, jego załoga liczyła 8 osób. Wśród nich był także ówczesny naczelnik TOPR, Robert Janik, i to on pierwszy dotarł do rannych Szwedek.
Gdy Janik udzielał pomocy turystkom, otrzymał informację, że ciężko ranny został jeden z ratowników, Janusz Kubica. Został on uderzony fragmentem śmigła i miał na głowie ranę o średnicy około 5 cm. Ratownik stracił przytomność, zatem zdecydowano o natychmiastowym przetransportowaniu go do szpitala. Na pokładzie znaleźli się piloci Bogusław Arendarczyk i Janusz Rybicki praz ratownik Stanisław Mateja Torbiarz, który udzielał pomocy rannemu.
Stan Kubicy był poważny, więc śmigłowiec rozwinął dużą prędkość, lecąc do szpitala – ustalono, że wynosiła ona 248 km/h. Gdy helikopter znajdował się w okolicach Doliny Olczyskiej, u stóp Wielkiego Kopieńca, łopata wirnika górnego utraciła swój normalny rytm pracy i zaczęła uderzać w ogon, aż całkowicie go odcięła. Wówczas śmigłowiec stracił sterowność i runął do Doliny Olczyskiej. Zginęła cała załoga. Ostatnie chwile śmigłowca przypadkowo nagrał 12-letni chłopiec, który był z rodziną na pobliskim Nosalu.
Na miejsce katastrofy ruszyli ratownicy TOPR, pracownicy TPN, straż pożarna. Niestety członkowie załogi nie mieli szans na przeżycie i około godziny 17:00 z wraku wydobyto ich ciała. Szczątki śmigłowca były rozrzucone w trudno dostępnym terenie w promieniu 1000 metrów. Gdy próbowano ustalić przyczynę awarii łopaty wirnika głównego, początkowo sądzono, że doszło do niej w wyniku uderzenia w głowę Kubicy, jednak dalsze ustalenia wykazały, że łopata musiała być uszkodzona już wcześniej.
Kilka dni po tragedii odbyło się ostatnie pożegnanie załogi śmigłowca. Stanisław Mateja i Janusz Kubica spoczęli na Pęksowym Brzyzku. Wszystkich upamiętniono tablicą na Cmentarzu Ofiar Tatr pod Osterwą.