Skalę tamtego wydarzenia dobrze obrazują wspomnienia pracującego wówczas na Kasprowym Wierchu Apoloniusza Rajwy, które jakiś czas temu opublikował portal naszkasprowy.pl. Mężczyzna wspominał, że wyjście z budynku obserwatorium było niemal sportem ekstremalnym - by to zrobić, należało przywiązać się za pomocą uprzęży i uważać na kamienie wielkości pięści, które latały w powietrzu. Wiatr przerzucił także 5-metrowe deski przygotowane do budowy wyciągu w Goryczkowej do Doliny Gąsienicowej.
Trąba powietrzna wyssała wodę z jednego z Gąsienicowych Stawów i ruszyła w stronę Kościelca, rozpryskując się o jego ściany. Paradoksalnie straty po tamtym halnym były jednak mniejsze niż po słynnej wichurze ze Świąt Bożego Narodzenia w 2013 roku.