Śmierć pod Kasprowym Wierchem
Taka tragedia rozegrała 4 marca 1962 r. w okolicach Kasprowego Wierchu. Już w tamtym czasie, ze względu na możliwość wyjazdu kolejką była to góra licznie odwiedzana przez turystów i narciarzy, a nieco pogardzana przez osoby mające na koncie dużo poważniejsze osiągnięcia. Wielu myśli w ten sposób także dziś. Tymczasem góry po raz kolejny udowodniły, jak wielka jest ich potęga i jak niewiele znaczy w nich człowiek – choćby najbardziej doświadczony i dobrze przygotowany.
Tego dnia w górach panowały fatalne warunki. Ze względu na bardzo silny wiatr nie kursowała kolejka na Kasprowy, toteż pracownicy obserwatorium meteorologicznego podchodzili na swoje dyżury pieszo. Nie było to zadanie łatwe – sytuację komplikowały opady marznącego deszczu i gęsta mgła, która całkowicie zaburzała zdolność orientacji w terenie.
Około godziny 16.20 z „Murowańca” w kierunku obserwatorium wyruszyła 33-letnia Jadwiga Brydówna. Była ona doświadczoną taterniczką i narciarką – posiadała uprawnienia przewodnickie. Na koncie miała wiele wypraw w trudnych, zimowych warunkach – także samotnych. Na Kasprowym spędzała większość swojego życia – można więc bez cienia wątpliwości powiedzieć, że znała drogę.
W dobrych, letnich warunkach droga ta doświadczonemu turyście zajmuje niewiele ponad godzinę. W trudnych, zimowych dużo więcej, toteż pracownicy obserwatorium czekali na Jadwigę prawie trzy godziny. Kobieta jednak nie nadchodziła, toteż zdecydowano się zawiadomić ratowników. Około godziny 21 z „Murowańca” wyruszyła wyprawa ratunkowa.
Przeszukano spory kawałek Doliny Gąsienicowej, nie odnajdując śladów zaginionej. Pogoda wciąż była fatalna, a dodatkowo jeden z ratowników został po pasa przysypany przez małą lawinę. Zdecydowano się na powrót do schroniska. Poszukiwania wznowiono dopiero rano, jednakże to nie ratownicy, a jeden z pracowników obserwatorium, odnalazł ciało Jadwigi na stokach Beskidu. Leżała martwa zaledwie piętnaście minut drogi od budynków na szczycie Kasprowego…
Przyczyny śmierci Jadwigi Brydówny
Co mogło się stać? Prawdopodobnie kobieta zabłądziła i zamiast na Kasprowym osiągnęła grań główną właśnie w okolicach Beskidu. Straciła przy tym praktycznie wszystkie siły, gdy więc dodatkowo na grani uderzył w nią huraganowy wiatr, nie mając siły się ruszyć, postanowiła się poddać…
Potem badano i opisywano wielokrotnie te wydarzenia, sugerując, że kobieta mogłaby przeżyć, gdyby nie zarządzono odwrotu w czasie nocnej akcji ratunkowej. Z drugiej strony jednak pamiętać należy, że bezpieczeństwo ratowników w czasie tej wyprawy również było bardzo zagrożone i w każdej chwili mogło dojść do kolejnej tragedii… Takich trudnych decyzji w historii TOPR-u jest dużo więcej…